Platforma BrandMe CEO. Coś więcej niż plebiscyt

Prof. Marcin Piątkowski: Europa potrzebuje polskiego przywództwa

Unia Europejska na naszych oczach umiera. Przed nami kluczowa dekada, żeby zahamować kurczenie się Europy i zmienić bieg wydarzeń – uważa prof. Marcin Piątkowski. Dostrzega tutaj sporą rolę do odegrania dla Polski. W przyszłym roku gospodarka naszego kraje osiągnie symboliczną wartość biliona dolarów. Stanie się to zresztą w tysięczną rocznicę koronacji Bolesława Chrobrego na pierwszego króla Polski. Co po 35 latach sukcesu gospodarczego musimy zrobić, by utrzymać tempo rozwoju? Czy realne jest to, że znajdziemy się w gronie 30 najbogatszych krajów świata? Co jest niezbędne, by Europa mogła rywalizować z USA i Chinami?
Dr hab. Marcin Piątkowski, prof. Akademii Leona Koźmińskiego, ekonomista / fot. Alicja Żebruń

20 stycznia odbędzie się inauguracja prezydentury Donalda Trumpa. Czy świat, który znamy się skończy, zresztą w ostatnich latach już chyba po raz kolejny, czy tak naprawdę w dłuższej perspektywie nie stanie się nic nadzwyczajnego?

Dr hab. Marcin Piątkowski, prof. Akademii Leona Koźmińskiego, ekonomista: Ani jedno, ani drugie. Ani się świat nie skończy, ani nic się nie stanie. Na razie jedynie dywagujemy i to jest wróżenie z fusów. Nawet sam prezydent Donald Trump nie do końca wie, jak będzie prowadził politykę za trzy tygodnie, bo to się u niego często zmienia. Aczkolwiek pewne kierunki są jasne, bo on je wyraża już od ponad kilkudziesięciu lat. Jeszcze w latach 80. XX wieku za własne pieniądze wykupił całą stronę reklamy w „New York Times”, w której krytykował kraje, które mają nadwyżki handlowe. Akurat w tym przypadku Trump się od ponad 40 lat nie zmienił. Tak więc kraje, które mają dużą nadwyżkę w handlu z USA, jak Chiny czy Niemcy, mają największy orzech do zgryzienia.

To, że mówimy o związanych z nami gospodarczo Niemczech może nas niepokoić?

Tak, tym bardziej, że Niemcy mają jeszcze większe problemy niż Trump. Po pierwsze, są w ekonomicznej stagnacji i od czasu pandemii ich gospodarka właściwie nie urosła. Jest to m.in. rezultatem faktu, że niemiecka gospodarka straciła część swojej konkurencyjności, bo zrobiła kilka zakładów strategicznych, które zupełnie nie wyszły – od taniego gazu od Putina, przez ekspansję na rynek chiński i wygaszanie elektrowni atomowych, po zupełnie ekonomicznie absurdalną politykę fiskalnego zacieśnienia, która spowodowała, że Niemcy przestały w siebie inwestować i się w rezultacie zdekapitalizowały. Wartość majątku publicznego w tym kraju w stosunku do PKB w ciągu ostatnich dekad spadła z 74 proc. PKB w 1989 r. do tylko 44 proc. PKB w 2019 r. To tak, jakby w firmie amortyzacja majątku była większa niż inwestycje. To samo się dzieję w Niemczech. I odbija się rykoszetem na polskiej gospodarce.

Na szczęście nie zależymy od Niemiec całkowicie, co choćby pokazuje fakt, że mimo niemieckiej zapaści, w 2024 r. urośniemy w tempie ok. 3 proc, a przyszłym roku jeszcze szybciej. Ale to też jest sygnał ostrzegawczy dla polskiej gospodarki, że nie możemy być gospodarką zależną głównie od naszego zachodniego sąsiada.

Tego wymienionego końca świata nie będzie z jeszcze jednego powodu. Do tej pory polska gospodarka z różnymi końcami świata radziła sobie nieźle. Przez ostatnie 35 lat, z każdego kryzysu wychodziliśmy obronną ręką, łącznie nawet z COVID-em. Najnowsze dane pokazują, że od końca 2019 r. do III kwartału 2024 r. Polska była najszybciej rozwijającą się dużą gospodarką w Unii Europejskiej. Tak więc z powodu Trumpa pewnie będziemy rosnąć trochę wolniej, podobnie jak cała światowa gospodarka, ale i tak szybciej niż inni.

Powiało trochę optymizmem. A grozi nam w ogóle scenariusz globalizacji 2.0, wojny celnej w 2025 r. i długoletniej wojny technologicznej na linii USA-Chiny?

Globalizacja się zmienia. I może nawet dobrze, że tak się dzieje. Wcześniej międzynarodowe instytucje, ekonomiści mówili, że mamy się globalizować – im więcej, tym lepiej. Jednym ze wskaźników globalizacji jest udział handlu w światowym PKB, który nieprzerwanie rósł. I rzeczywiście pomógł globalnej gospodarce i wielu biednym krajom, jak kiedyś Chinom, szybciej się rozwijać. Ale globalizacja nie może być celem samym w sobie. Jest tylko środkiem, do zrównoważonego rozwoju dla reszty świata. COVID, konflikt w Ukrainie, merkantylistyczna polityka Chin i zmiany klimatu pokazały, że globalizacja nie może trwać w nieskończoność. Przecież już COVID pokazał, że na Zachodzie jesteśmy całkowicie niesuwerenni, bo nawet nie potrafimy wyprodukować własnych maseczek. Globalizacja powinna mieć swoje limity. Nie możemy, w ramach ekonomicznej ideologii „just in time” i wąsko rozumianej maksymalizacji efektywności, doprowadzić do deindustrializacji własnych gospodarek. Nie może być przecież tak, że gdy Putin atakuje Ukrainę, to się okazuje, że cały Zachód jest w stanie wyprodukować jedną dziesiątą amunicji, którą produkuje Rosja. To wszystko pokazuje, że myślenie wyłącznie ekonomiczne, a mówię to jako ekonomista, nie jest uzasadnione. Jak to ładnie powiedział Jens Stoltenberg, były sekretarz generalny NATO: „Freedom is more than free trade”. „Wolność to więcej niż wolny handel”. Miał dużo racji. Jednym z kluczowych wyzwań dla świata Zachodu jest to, jak utrzymać swoją konkurencyjność w stosunku do coraz bardziej konkurencyjnych Chin. Protekcjonizm, o którym teraz mówimy, nie narodził się dopiero teraz i nie wymyślił go Trump. On wynika m.in. z tego, że subsydiowane polityki przemysłowe takich krajów jak Chiny, które już od dekad prowadzą merkantylistyczną politykę gospodarczą, maksymalizującą nadwyżki handlowe, doprowadzą do deindustrializacji Zachodu. Już dzisiaj Chiny są odpowiedzialne za 1/3 globalnej produkcji przemysłowej. I udział ten może się dalej zwiększać. Zachód na to nie może pozwolić, więc narzuca kaganiec wolnemu handlowi poprzez m.in. wyższe cła czy politykę przemysłową. Chce sobie kupić czas, żeby mieć na politykę Chin odpowiedź.

Uda nam się wykorzystać ten czas?

Papierkiem lakmusowym będzie np. przemysł samochodowy. Okaże się, czy wykorzystamy ten czas na to, żeby odrobić własną pracę domową i wzmocnić swoją konkurencyjność, by ta wojna handlowa była tymczasowa, a nie trwała.

Raport Mario Draghiego był zimnym prysznicem w obszarze europejskiej konkurencyjności. Czy zarówno Polska, jak również cała Unia Europejska, muszą wymyślić się na nowo? Ile mamy tak naprawdę na to czasu?

Przed nami kluczowa dekada. Zdecyduje się kilka rzeczy, ale przede wszystkim ta najważniejsza – jak będzie wyglądał świat za 50 lat. Czy będzie to świat bardziej europejski, bardziej amerykański czy bardziej chiński? Myślę, że w interesie wszystkich, w tym Polaków, Europejczyków i obywateli całego świata jest to, żeby ten świat był bardziej europejski. Zresztą nawet w sondażu przeprowadzonym rok temu wśród ponad 23 tys. respondentów w ponad 30 krajach – większość odpowiedziała, że chciałaby świata bardziej na modłę Unii Europejskiej niż Ameryki czy Chin. Problem jednak jest taki, że Unia Europejska na naszych oczach umiera.

Mocno powiedziane.

Mógłbym powiedzieć, że się kurczy, ale słowo „umiera” lepiej podkreśla dramatyzm sytuacji. 40 lat temu nasza kochana Europa stanowiła jedną czwartą globalnego PKB. Teraz to jest 15 proc., a w ciągu dekady lub kilkunastu lat ten udział spadnie do 10 proc. Świat staje się coraz bardziej kowbojsko-XiJinpingowski. I to wcale nie będzie piękniejszy świat.

Tylko jaki?

(…)

Całość wywiadu dostępna w Interia Biznes. Zobacz więcej >>>

Total
0
Shares