Platforma BrandMe CEO. Coś więcej niż plebiscyt

Prof. Jerzy Bralczyk: Przywódca musi ciągle czegoś chcieć

Dla przywódców miałbym radę, żeby chcieli nawet tego, czego nie mogą. I żeby mieli poczucie, że muszą. Albo przynajmniej, że powinni, nawet jeśli czegoś nie chcą – mówi prof. Jerzy Bralczyk, językoznawca w rozmowie o przywództwie.
Prof. Jerzy Bralczyk, językoznawca

Panie profesorze, tyle mówimy o przywództwie, o tym, że świat potrzebuje prawdziwych przywódców. Mówimy też, że może być innowacyjne albo autentyczne. Czym ono tak naprawdę jest?

Prof. Jerzy Bralczyk, językoznawca: Jak się o czymś dużo mówi, to bardzo często jest to znak, że tego trochę brakuje. Bo jeżeli coś jest, to nie trzeba o tym specjalnie mówić. Mówimy o prawdzie wtedy, kiedy jest deficyt prawdy, mówimy o bezpieczeństwie, kiedy jest deficyt bezpieczeństwa. I podobnie jest z innymi rzeczami.

Doświadczamy deficytu przywództwa?

Potrzeba przywództwa rzadziej powinna być formułowana z punktu widzenia potencjalnych przywódców. Ale z drugiej strony, czy ludzie tak bardzo chcieliby mieć przywódców nad sobą? Tak za nimi tęsknią? Myślimy raczej, kiedy mówimy o przywództwie, o pewnym ogólnym układzie, że oto sprawy nie idą w dobrą stronę dlatego, że nie ma tych, którzy biorą odpowiedzialność, mają dobry wpływ na ludzi i potrafią się z nimi dobrze porozumiewać. Czyli odczuwa się deficyt takich postaci, które czasem są postrzegane jako autorytety. Zresztą autorytet to jeszcze nie jest przywódca, ale to jest już ktoś o pewnym potencjale wpływu. Czasem są to ludzie, którzy potrafią podejmować decyzje. To, że podejmują je szybko, już daje im przynajmniej taki pozór, a nawet realne cechy, które pozwalają na wcielanie w życie ich pomysłów.

Mówi się, że brak jest autorytetów i brak jest ludzi decyzyjnych. Budowanie społeczeństwa obywatelskiego jest dosyć trudne po długim okresie, kiedy nie czuło się identyfikacji z państwem. W Polsce tradycja podporządkowania się władzy i zaufania do tej władzy nie jest specjalnie długa. Nawet obywatelska postawa była interpretowana jako ta, która sprzeciwia się czy to zaborcom, czy tym, którzy nie są suwerenni, jak w czasach PRL-u. Tak więc przywódcy pewnie będą, tylko nie mamy do nich od razu naturalnego zaufania. Mówiło się w latach 90., żeby brać sprawy w swoje ręce. Różne te ręce bywały i jak się potem okazywało, zaufania do tych rąk też za dużo nie było. Dlatego może nie trzeba zaczynać od przywódcy, ale od tych, którym będą oni przewodzić. Swoją drogą ciekawe, że mamy przywódców, a nie przewódców, którzy przewodzą, a nie przywodzą. Gramatyka nie jest do końca dopasowana, co też świadczy o tym, że nie mamy tego dobrze skoordynowanego mentalnie.

Kim zatem jest przywódca?

Często myślimy o przywództwie jako o pewnym rodzaju formalizacji nacisku, ale też takiego, który byłby naturalny i w interesie tych, którymi się przewodzi. Może lepiej byłoby nie mówić o samym przywództwie, tylko stwarzać pewne ramy czy atmosferę do tego, by był większy potencjał zaufania społecznego. To zaufanie społeczne powinno być związane w jakiś sposób z organami władzy, ale wolałbym, żeby to była władza samorządowa. Czasami używa się słowa lider. Pochodzi ono z angielskiego „to lead”, czyli przewodzić. Może mnie to razić jako anglicyzm, bo wolałbym jakieś polskie określenie, ale z drugiej strony lider to jeszcze nie jest ktoś taki, jak przywódca.

Jaka jest różnica?

Lider może być lokalny. Raczej nie mówimy o przywódcach lokalnych. Lider społeczności lokalnej, a nie przywódca społeczności lokalnej, prawda? Ja akurat jestem z rodziny nauczycieli wiejskich. Już mój pradziadek był wiejskim nauczycielem, później dziadek i ojciec. I to byli też często liderzy tej społeczności, bo to byli ludzie najbardziej wykształceni. Do nich szło się po radę. Dzisiaj, kiedy mówi się o przywódcach, to są ludzie, którzy potrafią formułować zadania najpierw wobec siebie, a potem wobec innych. Czasami też jest tak, że wystarczy wobec innych. Ten leadership, czy to przywództwo jest u nas niestety dzisiaj związane bardzo z partiami politycznymi. I często wprost wynika z logiki partyjnej.

W jaki sposób przywódca zyskuje zaufanie dzięki językowi i sposobowi komunikowania?

Przede wszystkim trzeba znać siebie i odbiorcę. A tutaj chodzi nie o jednego odbiorcę, tylko całe ich grupy. Gdy są nastawieni na pozyskanie informacji, będę ich informował na tyle, na ile umiem. Teraz np. mówię w taki sposób z kadencją oddzielając słowa, z bardzo wyraźną intencją powiadomienia. To nawet jest słyszalne w moim głosie. Częściej pojawiają się tutaj takie twory językowe, jak definicja czy kategoryzacja. Drugi rodzaj przywódcy to przywódca emocjonalny, który nie mówi z góry w dół po to, żeby ktoś się czegoś dowiedział. Mówi „do góry” z antykadencją, bo angażuje swoich odbiorców. To trochę trudno opisać, ale on pokazuje, że to jest pewien wspólny interes, że my wszyscy „tutaj razem”. Ten rodzaj myślenia i mówienia, który nie tyle klasyfikuje rzeczywistość, ale pokazuje wspólnotę, także jest bardzo dobry. Ale w zależności od tego, czego oczekuje odbiorca i jaki on jest. Mogę zyskać zaufanie jako człowiek kompetentny albo jako człowiek uczciwy i reprezentujący interes wszystkich. To, co jest zawsze ważne, to poczucie wspólnoty, poczucie, że kiedy używa się tego zaimka pierwszej osoby liczby mnogiej, czyli „my”, to rzetelne jest to, co nas łączy. A łączą nas dwie rzeczy – dwie podstawowe kategorie postrzegania, czyli czas i miejsce. Jesteśmy tu i teraz. Teoretycznie to jest banał, ale ten banał, zwłaszcza podkreślany, odgrywa sporą rolę.

Dlaczego?

To nie przypadek, że ludzie mówią „zebraliśmy się tutaj w tej szczególnej chwili”. Wszyscy widzą, że są tutaj i że chwila jest szczególna. Ale „tu” i „teraz” powinno być takim wyznacznikiem, który niekoniecznie musi być formułowany, ale o którym mówiący pamięta. To „tu” i „teraz” daje „my”. Wtedy jest to „my”, gdy jesteśmy razem w tym samym momencie i w tym samym miejscu. To poczucie daje jednocześnie możliwość tej poznawczej formuły, o której mówiłem, i która się ujawnia w sposobie mówienia. Możemy nawet tolerować pewne językowe omyłki czy pewien rodzaj nie tyle niepewności, ale takiego emocjonalnego zaangażowania, który może coś wypaczać. Liczą się bowiem emocje. Jest jeszcze jedna możliwość wywołania wspólnoty. Wtedy przywództwo nie polega na dominacji, tylko na umiejętności formułowania czy to celów, czy środków. Kiedy mówimy w sposób wskazujący na refleksję, przeciągając słowa, robiąc pauzy, to nie pędzimy z już gotowymi sformułowaniami, tylko razem z innymi do tego dochodzimy. I tak formułujemy myśli, żeby inni mieli poczucie współudziału w tym, co się aktualnie dzieje. Porozumiewanie się jest chyba najważniejszym czynnikiem warunkującym przywództwo udane. Celowo powiedziałem udane, a nie tylko skuteczne.

Skąd to rozróżnienie?

(…)

Całość wywiadu dostępna w portalu Interia Biznes. Zobacz więcej >>>

Total
0
Shares
Related Posts
Czytaj całość

Stefan Batory: Booksy może być firmą 100 razy większą niż obecnie

Gdy Stefan Batory wspólnie z Konradem Howardem zakładali firmę w USA usłyszeli „wariaci, co wy robicie?!”. Ale metodą prób i błędów podbili rynek rezerwacji online za Atlantykiem i ostatecznie także w Polsce. Postawili na nowe technologie i… rozwiązanie rzeczywistego problemu na rynku usług. Zaryzykowali i wygrali.
Czytaj całość

Mark Brzeziński i Olga Leonowicz laureatami nagrody Leading with The Heart

Ambasador USA w Polsce Mark Brzeziński obok swojej niejako tradycyjnej roli, jaką jest reprezentowanie USA oraz pogłębianie relacji polsko-amerykańskich, realizuje również drugą misję. Wspólnie z partnerką życiową Olgą Leonowicz działają na rzecz równości, młodzieży, wzmocnienia pozycji kobiet oraz wspierają organizacje pozarządowe.