Panie profesorze, znamy się od dobrych kilku lat. Dzisiaj zasiada pan w fotelu prezesa Polskiej Akademii Nauk. Punkt widzenia profesora różni się od perspektywy profesora prezesa?
Prof. Marek Konarzewski, prezes Polskiej Akademii Nauk: Zarządzanie nauką przypomina to, co Anglosasi określają mianem próby przewodzenia stadu kotów. Jak wiadomo, każdy kot jest dużym indywidualistą, więc w nauce tak naprawdę nie ma możliwości przewodzenia w rozumieniu korporacyjnym. Tu raczej chodzi o uzgadnianie poglądów, o znalezienie konsensusu, a następnie występowanie z tym ostatnim względem innych decydentów, np. ministrów. I to jest to największe wyzwanie, z którym mierzę się jako prezes Polskiej Akademii Nauk.
Jak by pan określił przedsiębiorców małych i średnich oraz tych dużych? Które zwierzęta przypominają?
Na mnie największe wrażenie robią te tłuste koty biznesu. Oczywiście takich trochę mamy w Polsce, ale jest ich mniej niż byśmy sobie tego życzyli. Jeśli popatrzymy ile jednorożców dorobiliśmy w naszym kraju, to wciąż niestety daleko nam nawet chociażby do Estonii. Wciąż jest wiele do poprawy. Mam za sobą wieloletnie doświadczenie pracy w USA i to jest dla mnie punkt odniesienia. Tamte koty są szczególnie tłuste. Widziałem zresztą, jak się je hoduje.
Jaka jest zasadnicza różnica w hodowli tych naszych kotów krajowych i amerykańskich?
Różnica wynika już nie tyle z braku pieniędzy, bo w Polsce jest ich już całkiem sporo, ale wciąż chyba z mentalności. Brak nam śmiałości, trochę brak jest wizjonerów, a jeśli już się objawią, to przed nimi pojawiają się bariery, które w wielu przypadkach są nie do pokonania. Gdybyśmy byli w stanie zmienić nasz ekosystem, jak się brzydko mówi, to pewnie bylibyśmy o wiele dalej. Na marginesie dodam, że nie lubię tego określenia. Jestem biologiem i poważnie traktuję ten termin.
Co się powinno zmienić?
Tu głównie chodzi o kwestię podejmowania ryzyka. Wciąż się go obawiamy, nie ma też akceptacji do podejmowania ryzyka i akceptacji do tego, że jeśli się podejmuje ryzyko, to w większości przypadków się przegrywa. Ta przegrana w USA jest czymś, co zwykle jest ujmowane jako nabycie pewnych nowych kompetencji, a nie czymś, co skazuje człowieka na niebyt. U nas niestety bardzo często łatka przegranego powoduje, że osoba, która naprawdę mogłaby jeszcze bardzo wiele zrobić, niestety kolejnych prób już nie podejmie.
A co jest największym wyzwaniem dla pana? Jaki cel sobie pan postawił w tym roku?
Największym wyzwaniem jest ustawa o Polskiej Akademii Nauk. W tej chwili próbujemy się ułożyć z ministerstwem nauki, co do jej kształtu. Zależy mi przede wszystkim na tym, by te nowe regulacje uczyniły Akademię lepszą. Ale to jest znowu kwestia przezwyciężenia mentalnego oporu. Zdaję sobie sprawę, że w opinii publicznej Polska Akademia Nauk nie jest postrzegana jako szczególnie dynamiczna instytucja, która co najwyżej może się zmieniać tylko w dobrą stronę. To wciąż jest instytucja, od której oczekuje się zmian. I ja te zmiany chciałbym wprowadzić, ale do tego muszę mieć narzędzia również prawne. No i na razie one są gdzieś na horyzoncie, ale dosyć daleko. To wymaga bardzo dobrych negocjacji z panem ministrem.
Polska Akademia Nauk to tak naprawdę dwa filary. Z jednej strony to 350 naprawdę bardzo wyselekcjonowanych, najlepszych naukowców w Polsce, wspomaganych przez ponad 200 zagranicznych członków Polskiej Akademii Nauk. Z drugiej strony to 68 instytutów naukowych. I prawdę powiedziawszy do tej pory te dwa filary PAN funkcjonowały trochę obok siebie. Nie było synergii. I w naszej propozycji ustawy wprowadzamy mechanizmy, które spowodują, że naprawdę dojdzie do wspólnoty zarówno instytucjonalnej, jak również funkcjonalnej obu części. Jeśli uda się to zrobić, Akademia będzie silniejsza i przede wszystkim sprawniejsza również w kwestii współpracy z biznesem i otoczeniem gospodarczym, ale także w obszarze komunikacji z opinią społeczną.
Pan profesor od lat zajmuje się promocją i tworzeniem wspólnej płaszczyzny do współpracy nauki z biznesem. Słusznie pan zauważył, że jeżeli nauka sama ze sobą nie będzie współpracować, to tym bardziej nie będzie się rozwijać współpraca z biznesem. A temu czasami łatwiej jest za granicą, zwłaszcza, gdy mówimy o firmach technologicznych. Do tego należy doliczyć wyjazdy z kraju młodych talentów, które często już nie wracają, a także patenty zgłaszane w innych krajach. Czego by pan oczekiwał, żeby ta współpraca była sprawniejsza?
Ja bym odwrócił to pytanie. Chciałbym widzieć znacznie efektywniejsze mechanizmy biznesu, który rodzi się w nauce i wychodzi na zewnątrz. Tak się dzieje w USA. Tam większość pomysłów, które potem widzimy jako sukcesy biznesowe, to są pomysły rodzące się na poziomie badań podstawowych, którymi zajmuje się chociażby Polska Akademia Nauki. Następnie badacz, czyli właśnie ten naukowiec, który coś fajnego wymyślił, zaczyna komercjalizować projekt i staje się jednocześnie biznesmenem. Ta ścieżka doprowadziła do wielu przełomów. Wspomnę chociażby panią prof. Katalin Karikó. To jest Węgierka, która przez długi czas nie mogła się w ogóle przebić ze swoimi badaniami dotyczącymi szczepionek. Tymczasem, kiedy przyszedł odpowiedni czas, okazało się, że w zasadzie były one zbawienne dla ludzkości. Jej technologia jest wykorzystywana nie tylko do produkcji szczepionek przeciwko wirusom COVID-19, ale również szczepionek przeciwko nowotworom.
Warto obstawać przy swoim.
W nauce również mamy do czynienia z marzycielami. Zdarza się, że oni przez długi czas nie przebijają się nawet w środowisku naukowym. Projekty rzekomo mają się nie udać. Tymczasem we współpracy z kilkoma innymi osobami wszystko się udaje. Na marginesie dodam, że dzisiaj w zasadzie nie ma już zupełnie jednoosobowych pomysłów. To jest zawsze team work. Bardzo bym chciał, żeby w Polsce ta ścieżka od czasu do czasu również okazywała się ogromnym sukcesem. Gdybym miał wskazać jakieś konkretne projekty z potencjałem, to wymieniłbym panią Olgę Malinkiewicz i perowskity. Duży potencjał związany z produkcją azotku galu drzemie też w naszym Instytucie Wysokich Ciśnień PAN. To jest zresztą instytut, w którym dobrze rozumiane spin offy rodzą się co jakiś czas.
A uczelnie potrafią skutecznie wyłapać najzdolniejszych studentów? Czy wystarczająco zwracają uwagę na indywidualny tok studiów dla tych wybitnych, nie pozwalając im wyjechać za granicę? Albo umożliwiają wyjazdy w celach badawczych, a później zachęcają do powrotu?
(…)
Całość wywiadu dostępna w portalu Interia Biznes. Zobacz więcej >>>