Platforma BrandMe CEO. Coś więcej niż plebiscyt

Sobiesław Zasada: Słowo ważniejsze od aktu notarialnego

Kiedy w 1952 r. nikomu nieznany chłopak pokonał doświadczonych mistrzów kierownicy w rajdzie o Błękitną Wstęgę Ojcowa, sam pewnie nie przypuszczał, że stanie się legendą polskich i światowych dróg. Został nie tylko legendą motoryzacji, ale również biznesu. Sobiesław Zasada w specjalnym wywiadzie mówi o wartościach, pasji, przedsiębiorczości i miłości. Wiele rajdów odbył ze swoją ukochaną żoną Ewą. Założona przez niego Grupa Zasada to jedna z najstarszych i największych rodzinnych grup kapitałowych w Polsce. Skupia łącznie ponad 30 spółek i działa w branży motoryzacyjnej, deweloperskiej, produkcyjnej i lifestylowej.
Sobiesław Zasada, kierowca rajdowy, założyciel Grupy Zasada / fot. materiały prasowe

Kiedy narodziła się u pana pasja do sportu, a później do samochodów?

Sobiesław Zasada, kierowca rajdowy, założyciel Grupy Zasada: Mniej więcej w 1952 roku, bo tak to przecież uprawiałem sport, lekkoatletykę. Przede wszystkim uważam, że oprócz rodziny, a wiele zawdzięczam ojcu i matce, wychowało mnie harcerstwo. Liczyły się wartości, jak Bóg, honor i ojczyzna. To była bardzo ważna organizacja. Już tutaj uprawiałem lekkoatletykę. Byłem też drużynowym, założyłem taką specjalną drużynę sportową. Ona liczyła prawie 150 harcerzy. Moim pierwszym sukcesem sportowym były Mistrzostwa Polski Harcerstwa Polskiego w Krakowie. Wówczas wygrałem rzut oszczepem, skok w dal, bieg na 1000 metrów, a nasz hufiec wygrał sprinter sztafetę, w której byłem też uczestnikiem i sprinterem. Finalnie zostałem uznany za najlepszego harcerza roku tych zawodów.

Idąc tropem wskazanych przez pana wartości, chcę zapytać o zasady. Czym w praktyce jest honor?

Honor to ocena zachowania w stosunku do innych. To jest słowo przede wszystkim. A dla mnie słowo jest bardzo ważne, nawet ważniejsze od aktu notarialnego. Niestety wiele razy w tym przypadku się zawiodłem.

Jak pan dzisiaj postrzega świat biznesu i sportu w kontekście kodeksu etycznego, wartości, bycia przyzwoitym człowiekiem?

Dużo się zmieniło, zresztą także w sporcie. Kiedyś sport był bardziej amatorski. Dzisiaj w poszczególnych dyscyplinach sport jest zawodowy. Za tym idą wymagania. Kiedyś się pracowało, a sport uprawiało się przy okazji, dzisiaj od rana do wieczora się trenuje. Natomiast w moim przypadku o zainteresowaniu samochodami zdecydował los. W 1946 r. uczęszczałem do męskiego gimnazjum im. Kopernika w Bielsku, a moja przyszła żona Ewa do gimnazjum żeńskiego Notre Dame w Białej. Wkrótce miasta leżące na dwóch brzegach rzeki Białej połączyły się w jedno. Poznaliśmy się we wrześniu, a już w grudniu byliśmy w sobie zakochani. Po maturze oboje rozpoczęliśmy studia w Krakowie – ja na Akademii Handlowej, a Ewa na Uniwersytecie Jagiellońskim. I wtedy, na wiosnę w 1952 roku, jeszcze przed naszym ślubem, był taki rajd o Błękitną Wstęgę Ojcowa. Wystartowałem wtedy z moją narzeczoną Ewą. No i to było moje pierwsze zwycięstwo. Niespodziewanie, zupełnie nikomu nieznany chłopak wygrał te zawody. No i to się mniej więcej wtedy zaczęło. Ale w tamtym czasie byłem w kadrze lekkoatletycznej i miałem nawet jechać na igrzyska olimpijskie do Helsinek w 1952 r. Mieliśmy zgrupowanie kadry pod Poznaniem. Przygotowywałem się do konkurencji rzutu oszczepem, ale kontuzja sprawiła, że nigdzie nie pojechałem.

Gdyby nie kontuzja, nie byłoby rajdów?

Z kontuzją barku rzucać oszczepem raczej nie można, ale nic nie stoi na przeszkodzie, żeby kierować samochodem. Pojechałem więc na jesieni tego 1952 r. BMW 328 do Lublina na wyścig uliczny. Tam pojawili się najlepsi polscy zawodnicy. Wyścig zakończył się niespodziewanie moją wygraną. Wtedy miałem 22 lata, a przecież brali w nim udział bardzo doświadczeni 30- i 40-latkowie, którzy uprawiali ten sport jeszcze przed wojną. To była duża niespodzianka. Dodam tylko, że gdy wracałem z Lublina do Krakowa, na drodze minąłem tylko jeden samochód. Takie to były czasy. W grudniu 1952 r. mieliśmy ślub, a w lutym kolejnego roku wziąłem udział w Zakopanem w mistrzostwach Wojska Polskiego na trasie FIS 2. Złamałem wówczas bardzo niefortunnie nogę. Było minus 26 stopni, straciłem przytomność. Groziła mi nawet amputacja. Ale dwóm specjalnie ściągniętym do szpitala lekarzom udało się uratować nogę. Ona była kompletnie połamana od kolana do kostki. Wtedy narty były przywiązane pasami do butów. Nie było szans, że w razie wypadku narta sama odpadnie.

Biznes zbudował pan wokół pasji rajdów samochodowych czy równolegle, a rajdy były pewnego rodzaju odskocznią?

Tu również jest ważna historia rodzinna. Mój ojciec jeszcze przed wojną był przedstawicielem Goplany na Zagłębie Dąbrowskiego i zajmował się handlem. W 1945 r. mieszkaliśmy w Dąbrowie Górniczej. Ale przyjaciel ojca, adwokat Chmielewski, został starostą w Bielsku. No i ściągnął nas do siebie. Ojciec zajął również produkcją materiałów. No i ja mu w tym pomagałem. Wszystko nie trwało zbyt długo. W 1948 r. zakład upaństwowiono. Ojcu pozwolono zabrać tylko kurtkę i kapelusz. Potem jeszcze dostał do zapłacenia domiar podatku.

Ale mimo wszystko został pan prywatnym przedsiębiorcą.

No tak, starałem się.

Jak pan ocenia działalność biznesową z perspektywy czasu? Zbudował pan potężną grupę.

(…)

Całość wywiadu dostępna w portalu Interia Biznes. Zobacz więcej >>>

Total
0
Shares
Related Posts
Czytaj całość

Rodzina Ptaszków i JMP Flowers z nagrodą BrandFamily

JMP Flowers jest największym polskim hodowcą kwiatów. W Stężycy na Lubelszczyźnie na 18 hektarach, na których zlokalizowane są specjalistyczne szklarnie, uprawianych jest kilkaset odmian orchidei, róż oraz anturium. Firma posiada także spółkę w Wiedniu, która obsługuje przede wszystkim rynek austriacki, czeski, słowacki, niemiecki i węgierski. Biznes należący do rodziny Ptaszków został właśnie wyróżniony nagrodą w kategorii BrandFamily.
Czytaj całość

Jarosław Królewski: AI to może być nasz znak rozpoznawczy

Ostatecznie to takie momenty, w których jest naprawdę ciężko, to one potem decydują o tym, ile i czy się wygra – mówi w rozmowie Jarosław Królewski, prezes Synerise. Jak dodaje, obecnie przedsiębiorcy są na tyle silni, na ile mają doświadczeń na wielu różnych polach. I to właśnie wzbogaca ich podejście do biznesu.