Lider biznesu trochę jest marzycielem
Podobno los daje nam w życiu 2–3 szanse. I tylko od nas zależy, czy z nich skorzystamy – także w biznesie. Spotkanie właściwego człowieka, który w nas uwierzy, może tylko pomóc zrealizować nawet najśmielsze plany
FORBES: Bankructwo Silicon Valley Bank będzie miało wpływ na finansowanie innowacji i nietypowych przedsięwzięć oraz chociażby na start-upy?
Oskar Kowalski, przedsiębiorca polskiego pochodzenia, wiceprezes Polskiego Stowarzyszenia w Portoryko: Jest jeszcze za wcześnie, żeby ostatecznie wyrokować. Na razie kłopoty łącznie mają trzy banki. Władze i regulatorzy zadziałali sprawnie i szybko. Prezydent Biden ogłosił, że wszyscy klienci SVB będą mieli dostęp do swoich środków. Czy wydarzenie będzie miało wpływ na rynki od strony finansowania biznesu? Wydaje się, że tak. W praktyce mniej pieniędzy trafi z banków do firm, zwłaszcza tych mniejszych. A już w ostatnich latach nie było z tym najlepiej. Wiem, bo od kilkunastu lat profesjonalnie zajmuję się sektorem Merchant Cash Advance, wspomagając małe biznesy. Dotychczas szczególnie małym firmom było trudno i nadal zresztą jest, by uzyskać w krótkim czasie pożyczkę na dalszy rozwój. Mała część biznesu mogła sobie na to pozwolić.
Łukasz Macniak, prezes Polskiego Stowarzyszenia w Portoryko, założyciel Solid Core Group LLC: Faktycznie jest za wcześnie, żeby przewidzieć, co się wydarzy. Ale biorąc pod uwagę przykład z 2008 r., prawdopodobnie będzie to większy problem niż mniejszy. Patrząc jednak z naszej perspektywy, nas ten problem nie dotknie. Inwestycje, które przeprowadzamy w Portoryko, są w pewien sposób odłączone od finansowania, które jest dostępne i udzielane przez większe banki czy też te, które mają siedzibę w USA. Tutejszy sektor finansowy jest bardziej powiązany z bankami z siedzibą na wyspie.
Beata Mońka, business partner BPS, RASP: To jest dobry moment na refleksję, nie tylko patrzenie w przyszłość, ale też spojrzenie wstecz. To jest kolejny cios, który pokazuje, że nic nie jest pewne i stałe. I tym bardziej ważne jest, z kim i na jakich podstawach robimy biznes oraz jak szacujemy ryzyko. Wydawało się, że po kryzysie 2008 r. trudno jest sobie wyobrazić, że bank w USA może upaść, a to się jednak wydarzyło.
Nieprzypadkowo pytałem o SVB. Chodziło o perspektywę biznesową zachodniej półkuli. Łukaszu i Oskarze, pierwsze kroki biznesowe stawialiście w USA. Teraz za cel obraliście Portoryko. Skąd ten kierunek?
Ł.M.: Wyemigrowałem do USA na stałe w 2004 r. Byłem związany z obszarem Nowego Jorku i okolic. To właśnie tutaj poznałem inwestora, na rzecz którego realizowaliśmy różne przedsięwzięcia, a który od wczesnych lat aktywnie działał biznesowo w Portoryko. Od 2014/2015 r. sam zacząłem przyglądać się temu kierunkowi. Zresztą coraz więcej inwestorów amerykańskich zaczęło przeprowadzać się na wyspę. Ostatecznie także ja, w ciągu kilku miesięcy spakowałem się, zabrałem rodzinę i cały biznes właśnie tutaj.
Co przeważyło, by podjąć taką decyzję?
Ł.M.: Uznałem, że jest to bardzo ciekawy rynek, który można porównać do lat 90. w Polsce. Obecnie zmienia się cały system. Do tego dochodzą wręcz nielimitowane fundusze, które zapewnia rząd federalny USA na rozwój wyspy. Osobiście kierowałem się tym, że jest to szansa, jakiej w swoim życiu jeszcze nie miałem.
O.K.: Z kolei moja przygoda z USA była nieco bardziej wyboista. Dekadę temu byłem bezdomny. Zawsze miałem szalone pomysły i marzenia, ale również wzloty i upadki. Jakieś 10 lat temu, mniej więcej wtedy, gdy poznałem moją narzeczoną, zacząłem zmieniać styl życia. I skupiłem się na tworzeniu i budowie nowych przedsięwzięć. Pewnego dnia na mojej drodze stanął Abe Zeines, który miał niebagatelny wpływ na moje życie. Wystarczył półgodzinny lunch. To był pierwszy raz, gdy zdałem sobie sprawę, że są ludzie, którzy wierzą w twoje pomysły tylko dlatego, że wierzą w ciebie i w to, kim jesteś. Nie poprosiłem wówczas o pieniądze, ale o bazę kontaktów.
Pomogło?
O.K.: Zostaliśmy partnerami biznesowymi, a efektem była budowa firmy Luxemark Capital, którą 17 miesięcy później, w 2019 r., z sukcesem udało się sprzedać spółce giełdowej CCUR Holdings. I to właśnie Abe Zeines skierował moją uwagę na Portoryko, gdzie był obecny od 2014 r. Warto od razu wyjaśnić, że tutejsze świetne warunki do prowadzenia biznesu są podobne do USA. Obowiązuje amerykańskie prawo federalne, ściśle regulujące chociażby przepływy finansowe. Decydując się na przyjazd, chciałem zbudować globalne biznesy. Portoryko zostało przecież okrzyknięte Singapurem obu Ameryk przez jednego z najbogatszych Amerykanów, Johna Paulsona.
Polaków coraz bardziej kusi robienie biznesu poza krajem, a nawet Europą?
B.M.: To zależy od biznesu. Są takie, dla których Polska jest za mała, więc naturalną ścieżką wzrostu jest ekspansja zagraniczna. Niektórzy wybrali przeniesienie swoich aktywów za granicę, co nie oznacza, że odcinają się od współpracy z polskimi firmami. Mamy naszych polskich przedsiębiorców, jak Rafał Brzoska, bracia Krzanowscy lub Szataniakowie, gdzie naturalnym ruchem była ekspansja za granicę w momencie, gdy produkty ich firm były cenione za jakość czy też myśl technologiczną. Część przedsiębiorców uznała, że warto skorzystać z nadarzających się możliwości, które dają fundusze, dotacje na wsparcie talentów, uruchamianie produkcji itd. Duże zdolności adaptacyjne i przedsiębiorczość, z której słyniemy, sprawiają, że łatwiej naszemu biznesowi przychodzi ekspansja zagraniczna.
Także w Ameryce Północnej. A swoją drogą ten przysłowiowy American Dream wciąż jest możliwy?
O.K.: Moja mama przyjechała do USA w 1987 r. Mieszkała wspólnie z kilkoma innymi kobietami, które tak jak ona sprzątały domy. Ja przyjechałem w 1993 r. jako dziecko. I gdyby ktoś mi powiedział jakieś 10–15 lat temu, gdy nie miałem pieniędzy i mieszkania, że będę na obecnym etapie życia, nie uwierzyłbym. Chyba zawsze byłem marzycielem, może nawet nieco szalonym. To zresztą sprawia, że inwestuję w różnych sektorach. Ale zawsze wierzyłem i zresztą nadal wierzę w ludzi. Pamiętajmy: życie daje nam zazwyczaj 2–3 szanse. I 90 proc. ludzi nie dostrzega korzyści z nich płynących, a tylko nieliczni stawiają na nadarzające się okazje. Oczywiście nie zawsze wszystko wychodzi.
Ł.M.: A teraz ten przysłowiowy American Dream można zaadaptować w Portoryko. Ale nic nie dzieje się bez poświęcenia i pracy. To jest doskonały rynek dla nas, Polaków, bo my się możemy na nim łatwo odnaleźć. Nasi przedsiębiorcy przez ostatnie lata przeszli podobną drogę i widzieli podobne procesy, jak te zachodzące tutaj obecnie. Poza tym styl robienia biznesu jest dosyć podobny. Mam osobistą ambicję sprowadzenia tutaj polskich firm.
W jakich obszarach możliwa jest współpraca?
Ł.M.: Nieruchomości, budownictwo, produkcja, przemysł meblarski, farmacja, nawet biznes lotniczy. Portoryko musi rozwinąć także rolnictwo. Oczywiście jest też cały sektor turystyki, a do tego dochodzą firmy wykonawcze, które mogą dostać kontrakty na budowę obiektów hotelowych czy brać udział w przetargach ogłaszanych przez rząd na rozwój infrastruktury. Mowa jest o środkach o wartości ponad 60 mld dol.
Co – z polskiej perspektywy – może skusić firmy i inwestorów?
B.M.: Oczywiście każdy decyduje o sobie, ma inną strategię budowania biznesu i pomysł na swoje życie. Ale jeżeli nadarzają się okazje, warto z nich korzystać. Zresztą nasze firmy mają się czym pochwalić. Jako Polacy mamy unikatowe doświadczenia związane z transformacją. Przedsiębiorcy w USA czy w innych krajach nie posiadają nic takiego. Tego nie da się nauczyć na żadnych studiach MBA. Tak więc, niezależnie od szerokości geograficznej, szukajmy partnerów posiadających know-how, wiedzę, korzystajmy z czyichś doświadczeń, by dzięki przedsiębiorczości móc pozyskać nowe rynki, a w konsekwencji zarobić więcej. A wejście na rynek amerykański chociażby przez Portoryko, z produktami mającymi znak „made in USA”, wydaje się kuszące już samo w sobie.
Co ma fundamentalne znaczenie w nawiązywaniu relacji biznesowych? Wzajemne zaufanie? Człowiek? A może inaczej jest w Polsce, a inaczej po drugiej stronie Atlantyku?
O.K.: Relacje biznesowe i łączenie ludzi są niezwykle ważne. Istotny jest również sam sposób myślenia i chęć sięgnięcia po jak najwięcej. Pamiętać jednak należy, że nie zawsze wszystko od razu się udaje. Prowadzę firmy w różnych częściach świata, mam wielu partnerów biznesowych i inwestuję w kilku sektorach. Zawsze mam z tyłu głowy to, co przekazał mi mój pierwszy mentor. Zasada 9 centów mówi, że jeżeli komuś jesteś winien 9 centów, nie oddajesz 11, a tym bardziej 7. To, do czego się zobowiązujemy, ściskając czyjąś dłoń, powinno zostać zrealizowane. Umów zawartych – bez względu na formę – należy dotrzymywać. I tak powinno prowadzić się biznes. Warunkiem koniecznym jest dobra komunikacja i otaczanie się właściwymi ludźmi. Chcę się otaczać najlepszymi i z nimi pracować. Zresztą przedkładam ludzi nad pieniądze, co pewnie niejednokrotnie doprowadziło do jakichś strat. Ale na koniec dnia chodzi przecież o to, żeby powiedzieć, że osiągnęliśmy sukces. Jesteśmy marzycielami!
Ł.M.: Teoretycznie ścieżka wydaje się w miarę prosta – od tworzenia biznesu, nawiązywania kontaktów, po realizację. Fajną rzeczą jest w pewnym sensie nie tylko chęć zrobienia samego biznesu. Po spędzeniu 20 lat w okolicach Nowego Jorku, po przeprowadzeniu się na rajską wyspę, która w wyobraźni istnieje jako kierunek wakacyjny, nagle okazuje się, że można tu żyć, poznać świetnych, ciekawych ludzi i do tego w bardzo krótkim czasie zbudować prężny biznes. Tak jak Oskar już wspomniał, trochę jesteśmy – jak to mówią w Ameryce – „crazy”. I ja to lubię, taki mam styl i mi to pasuje. A ktokolwiek chce tu przyjechać i zrobić jakiś ruch, musi mieć determinację i wewnętrzną odwagę.
B.M.: Z jednej strony można to nazwać ułańską fantazją, z drugiej – Polacy są bardzo pragmatyczni. To, nad czym wszyscy w biznesie powinni bardziej pracować, to fakt, by się w tym pędzie zatrzymać i nie biec utartymi ścieżkami. W BrandMe CEO szukamy autentycznych przywódców. Czym jest ta autentyczność przywództwa? Nie ma ono narodowości, płci, wieku. Autentyczny przywódca nie jest sam – zarówno jeżeli chodzi o ludzi, którzy za nim podążają, ale także osoby tworzące razem z nim w sposób naturalny pewnego rodzaju ekosystem, który umożliwia zrobienie razem więcej niż w pojedynkę. A jeżeli spotka się kilku geniuszy biznesu, faktycznie ten wpływ, który możemy wywrzeć nie tylko z biznesowego punktu widzenia, ale w sensie zmiany świata na lepsze i dzielenia się doświadczeniem, wizją i wsparciem, może nam przynieść fantastyczne przedsięwzięcia.
Rozmawiał Aleksander Fedoruk
Artykuł opublikowany na stronie: https://www.forbes.pl/przywodztwo/lider-biznesu-troche-jest-marzycielem/2e62f3z w dniu 30/03/2023 przez Aleksandra Fedoruka.